Dla mnie ma ono wielkie znaczenie. Jest to zaufanie, wyznanie czy przekonanie. Bez wiary trudno byłoby mi żyć. Każdy w „coś” wierzy. Dla jednych są to bożki, dla drugich własna osoba, a dla jeszcze innych Bóg-Ojciec wszechmogący. Autor Wiadomość Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 annaeliasz napisał(a):- "Kochać to oddać wszystko i oddać samą to wszystko otrzymać i otrzymać samą siebie od Miłości Miłosiernej." /św. Terresa od Dzieciątka Jezus/ JEZUS JEST MILOSIERNY I SPRAWIEDLIWY gdyby Jego Milosc byla naiwna to 99,99% ludzkosci ladowala by w piekle. Kocham Tereske Mala, czytalem Zolty Zeszyt ale trzeba jeszcze rozumiec to co pisze bo oddac wszystko i siebie nie oznacza oddac swojej wolnosci dla czlowieka zniewolonego nalogiem tylko dla JEZUSA mieszkajacego w tym czlowieku a to jest roznica i jezeli sytuacja wymaga jakichs radykalnych krokow to po przemodleniu nalezy je stawiac tak zeby pomoc powstac JEZUSOWI ktory maltretowany jest w ciele czlowieka uzaleznionego od alkoholu, oczywiscie to wymaga rozwagi i Swiatla Ducha Swietego ale jednoczesnie pomocy ze strony innych ludzi bo Wspoluzaleznienie jest straszne, wiem to po swojej rodzinie, jak wygladaja relacje u mnie w domu. Wez sie kobieto za siebie bo inaczej nie uratujesz swojego meza. . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. Wt cze 02, 2009 21:58 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 [quote="AHAWA strumyk, poezja moze mowic o Bogu albo o jego karykaturze, Stachura o Bogu nie pisze...[/quote] AHAWA.. poezja Stachury...On ujął w swej poezji, szukanie Boga. Szukał Go przez całe swoje życie... Nie mógł pisać o Kimś, Kogo nie znał. Widocznie nie miał tyle szczęścia co Ty.... Jak piękne są Jego wiersze o tęsknocie, poszukiwaniu Boga... Czy My, nie szukamy Boga na co dzień ? No może poza Tobą AHAWA, bo Ty pewnie z Panem Bogiem jesteś ''za Pan brat''... Pozwolę sobie tutaj wkleić kilka wierszy .Doszukuję się w nich jak to ująłeś ''karykatury Boga'' Ale jakoś nie widzę jej... Prefacja Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Śmiać się głośno Płakać cicho Deszcz ustaje sady kwitną I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Iść i padać Z-padłych-wstawać Przeszła wojna Wstaje trawa I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Śledzić gwiazdy Grać na skrzypcach Astronomia I muzyka I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Być uważnym Pełnym pasji Dobra wasza Gwiżdżą ptaki I tego trzymać się trzeba Zaprawdę godnym i sprawiedliwym Słusznym i zbawiennym jest Żeby człowiek W życiu onym Sprawiedliwym Był i godnym Żeby człowiek Był człowiekiem Lecą liście Szumi w lesie Wiatr z obłoków Warkocz plecie I tego trzymać się trzeba Musisz mi pomóc Kocham za siebie, kocham za ciebie, Kocham jeden za dwoje. Słońce po niebie, księżyc po niebie, Gwiazdy po niebie, chmury po niebie - Wszystko spoczywa na mojej głowie! Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoją miłością musisz mi pomóc; Musisz pokochać mnie więcej, Bliżej wyciągać kochane ręce Musisz! Sam nie podołam, sam nie dam rady Unieść tyle miłości. Księżyc i gwiazdy, chmury i słońce, Lody wciąż łamać, ciągle i ciągle, Sił mi brakuje, o pomoc proszę Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoja miłością musisz mi pomóc, Musisz pokochać mnie więcej, Bliżej wyciągnąć kochane ręce Musisz! Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, Swoja miłością musisz mi pomóc, Musisz pokochać mnie mocniej, Żebym się nie mógł w głęboka wodę Rzucić! Przebyłem noc właśnie Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita nikt mi żaden nie mówi - bądź pozdrowiony bądź na śniadaniu tako na wieczerzy a sen niech cię ma między tym a tamtym Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita a pracowałem ciężko nad szukaniem nad wyszukaniem tych bram nieśmiertelnych tych bram zatraconych poszukując Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta nikt mnie żaden nie spyta - jak ci się szło jak też ci się szło przez czarne listowie Przebyłem noc mówię i jestem zmęczony nie odwiedził mnie faun ani anioł stróż ani też najmniejszy robaczek świetlisty Gloria Chwała najsampierw komu Komu gloria na wysokościach? Chwała najsampierw tobie Trawo przychylna każdemu Kraino na dół od Edenu Gloria! Gloria! Chwała teraz tobie, słońce Odyńcu ty samotny Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych I w górę bieżysz, i w niebo sam się wzbijasz I chmury czarne białym kłem przebijasz I to wszystko bezkrwawo - brawo, brawo I to wszystko złociście, i nikogo nie boli Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy razem Na nim, na odyńcu galopujmy dalej Chwała teraz tobie, wietrze Wieczny ty młodziku Sieroto świata, ulubieńcze losu Od złego ratuj i kąkoli w zbożu Łagodnie kołysz tych co są na morzu Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Z wiatrem pochwalonym teraz pędźmy społem Na nim, na koniku galopujmy polem Chwała wam ptaszki śpiewające Chwała wam rybki pluskające Chwała wam zające na łące Zakochane w biedronce Chwała wam: zimy wiosny lata i jesienie Chwała temu co bez gniewu idzie Poprzez deszcze śniegi wiatry oraz cienie W piersi pod koszulą - całe jego mienie Gloria! Gloria! Gloria! I jeszcze jedno..napisałeś... AHAWA ''bo Wspoluzaleznienie jest straszne, wiem to po swojej rodzinie, jak wygladaja relacje u mnie w domu. Wez sie kobieto za siebie bo inaczej nie uratujesz swojego meza.'' Dajesz znów ''złotą radę''.... Edward Stachura nie jest według Ciebie, dobrym przykładem dla innych bo był człowiekiem uzależnionym.... Ty jesteś współuzależniony z tego co napisałeś o relacjach w domu...więc dlaczego radzisz innym co mają robić ? Czyżbyś był ''lepszy'' od Stachury? _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. Śr cze 03, 2009 7:56 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk, jeśli chcesz zachwycać się taką poezją to polecam duchowość franciszkańską. oczywiście nie potępiam Stachury jako człowieka ale to jaki przykład dawał innym dlatego wole nie propagować jego twórczości tak jak i wole nie propagować np. twórczości Witkacego czy innych ćpunów, bo później organizowane są festiwale typu "Ku przestrodze" na których wszyscy ćpają i piją na cmentarzu u swojego ulubieńca, przecież to czysta demagogia i z życiem nie ma nic wspólnego. Ja wole życie słuchać niż wołanie zza grobu, jak żył to jakoś nikt mu nie pomógł a jak jest trupem to nagle twórczość ćpuna staje się popularna jak nigdy dotąd, czy to jest przypadek? . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. Śr cze 03, 2009 19:19 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 AHAWA napisał(a):strumyk, jeśli chcesz zachwycać się taką poezją to polecam duchowość franciszkańską. oczywiście nie potępiam Stachury jako człowieka ale to jaki przykład dawał innym dlatego wole nie propagować jego twórczości tak jak i wole nie propagować np. twórczości Witkacego czy innych ćpunów, bo później organizowane są festiwale typu "Ku przestrodze" na których wszyscy ćpają i piją na cmentarzu u swojego ulubieńca, przecież to czysta demagogia i z życiem nie ma nic wspólnego. Ja wole życie słuchać niż wołanie zza grobu, jak żył to jakoś nikt mu nie pomógł a jak jest trupem to nagle twórczość ćpuna staje się popularna jak nigdy dotąd, czy to jest przypadek? Drogi AHAWA..Bardzo Ci dziękuję za radę, ale ja wiem czym mam się zachwycać. Być może poezję Stachury znam dłużej, niż Ty istniejesz tu na świecie...Co do dawania przykładu przez Niego innym.... A Ty, jeśli nie jesteś ćpunem, nie jesteś uzależniony, to znaczy, że jesteś wzorem godnym do nasladowania ? Nie masz sobie nic do zarzucenia? Ne popełniasz błędów ? Nikt nie wymaga od Ciebie , byś propagował Jego twórczość, a na pewno juz nie ja. Piszesz, że to co On tworzył, nie ma nic wspólnego z życiem.. A czym według Ciebie jest życie ? Ciągle nie rozumiem dlaczego za każdym razem jak piszesz o Nim, nazywasz Go ćpunem. On był człowiekiem takim samym jak Ty...jak ja.... I na zakończenie...Jego poezja była zawsze popularna, tylko nie każdy ją rozumie, najlepszym dowodem tego ,że tak właśnie jest, jesteś Ty.... _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. Śr cze 03, 2009 19:58 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk, nie moralizuj z tym wiekiem bo dziadkiem nie jestes... co do reszty pytan to tak sie sklada ze jestem cpunem i alkoholikiem tyle ze trzezwiejacym i wiem o czym pisze, moze ciebie jeszcze na swiecie nie bylo jak ja juz babralem sie w bagnie... . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. So cze 06, 2009 21:54 strumyk Dołączył(a): N sty 11, 2009 9:15Posty: 327 AHAWA napisał(a):strumyk, nie moralizuj z tym wiekiem bo dziadkiem nie jestes... co do reszty pytan to tak sie sklada ze jestem cpunem i alkoholikiem tyle ze trzezwiejacym i wiem o czym pisze, moze ciebie jeszcze na swiecie nie bylo jak ja juz babralem sie w bagnie... Pewnie, że dziadkiem nie jestem..Jak już to może jestem babcią . Tym bardziej nie rozumiem skąd w Tobie tyle niezrozumienia w stosunku do człowieka uzależnionego, skoro sam nim _________________Trudno jest dżwigać świadomość własnych trudniej dżwigać kamienie już najtrudniej dostrzec i dżwignąć człowieka. N cze 07, 2009 4:33 AHAWA Dołączył(a): Śr paź 22, 2008 12:46Posty: 1207 strumyk napisał(a):Pewnie, że dziadkiem nie jestem..Jak już to może jestem babcią .Tym bardziej nie rozumiem skąd w Tobie tyle niezrozumienia w stosunku do człowieka uzależnionego, skoro sam nim ja go bardzo dobrze rozumiem tyle ze nie popieram propagowania tworczosci takich osob bo to do niczego dobrego nie prowadzi, ludzie zachwycaja sie tworczascia innych ludzi ktorzy zmierzali w ciagu swojego zycia do smierci zamiast zachwycac sie ludzmi ktorzy szukali zycia w prawdzie i w tym sek tkwi... . --.. ..- ... // --..-. .--- . // .- -- . -. __1 Kor 13__ Pro dolorosa Eius passione, miserere nobis et totius mundi. Sanctus Deus,miserere nobis et totius mundi. N cze 21, 2009 22:25 Plus Dołączył(a): Śr lut 25, 2009 15:00Posty: 36 Aby nie zabijać, żyć w trzeźwości i doskonalić się w swojej pracy. + _________________Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński: Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej. So cze 27, 2009 17:50 annaeliasz Dołączył(a): N mar 01, 2009 9:09Posty: 40 Witam ponownie. Nie zamierzam odgrzewać tematu. We wcześniejszych postach obiecałam, że poinformuję Forumowiczów jeśli sytuacja w mojej rodzinie się zmieni i dlatego postanowiłam dodać parę słów. Pięknej sierpniowej niedzieli, mąż wrócił do domu (był na rybach - jest zapalonym wędkarzem) w porze obiadowej, był porządnie pijany. Byłam przekonana a synowie to potwierdzili, że przyjechał samochodem - sam prowadził samochód. Kierował samochodem często w podobnym stanie, ale nagle we mnie coś pękło... powiedziałam dość! Nie złapała go co prawda policja ( a szkoda), ale ja nie miałam zamiaru dłużej czekać aż coś się stanie. Kolejny raz dotarło do mnie, że przecież on jest potencjalnym zabójcą, samobójcą, zagrożeniem dla innych. Nawet jeśli kogoś lub siebie nie zabije, to może okaleczyć, spowodować niewymierne szkody. Zadzwoniłam na policję. Nie zorientował się, więc gdy policja przyjechała (po ok. 40 minutach od zgłoszenia!) był całkowicie zaskoczony. Oczywiście wszystkiego się wypierał, twierdził, że kolega go przywiózł, a samochód stoi cały dzień na podwórku. Nie chciał iść z policją, nie chciał okazać dokumentów, bez przerwy się stawiał. Byłam trochę zaskoczona jego reakcją bo do tej pory przy obcych zachowywał się jak trusia. Gdy kilka lat temu zabierano go na izbę wytrzeźwień, bo wszczynał awanturę, poszedł z nimi potulny jak baranek. No cóż, do chwili obecnej, choroba poczyniła całkiem duże szkody w jego osobowości. Nie będę opisywać szczegółów, dodam tylko, że na komendzie był tak agresywny, że musieli mu założyć kajdanki! Synowie, co nie było dla mnie zdziwieniem, stanęli za mną murem i złożyli zeznania obciążające ojca. Nie musiałam ich do niczego namawiać, wyjaśniłam im tylko pewne rzeczy, ale to już właściwie po fakcie, ponieważ wszystko działo się tak szybko, że wcześniej nie było na to czasu. Jak się okazało podczas badania, mąż miał dwa promile w wydychanym powietrzu, a od momentu jego przyjazdu do badania minęło ok. półtorej godziny... Nie wiedziałam co będzie dalej, zakładałam, że mąż spakuje się i wyprowadzi, ale nie zrobił tego. Przez kilka dni od zdarzenia deklarował chęć podjęcia leczenia. On szedł do pracy a ja siedziałam przy telefonie o obdzwaniałam wszystkie ośrodki w Polsce, aby został przyjęty. Wiem, że specjaliści zaraz podniosą alarm, że to on powinien szukać ośrodka. Jestem tego całkowicie świadoma i nie uważam, że mąż deklarując chęć leczenia robi wszystkim łaskę i trzeba traktować go wyjątkowo. Uważałam, że dobrze by było tą traumatyczną sytuację wykorzystać, dlatego zależało mi na wysłaniu go na leczenie odwykowe. Za tym, że to ja szukałam ośrodka przemawiały względy praktyczne: on jest w pracy, więc w godzinach dopołudniowych nie ma możliwości niczego załatwić. Problem w tym, że ja także, mimo iż poświęciłam na szukanie ośrodka wiele czasu i pieniędzy niczego nie załatwiłam! W każdym ośrodku, do którego dzwoniłam kazano czekać na miejsce ok dwa do trzech miesięcy. Nie podobała mi się jedynie motywacja męża, otóż chciał podjąć leczenie tylko i wyłącznie po to, aby... odzyskać prawo jazdy...! Twierdził, że rodzina i tak jest dla niego stracona, ponieważ tylko wrogowie tak postępują jak my postąpiliśmy. I od pamiętnej niedzieli traktuje nas jak wrogów. Tym że jestem traktowana jak wróg nie byłam zdziwiona. Żal tylko dzieci, a właściwie starszego syna, który pracuje i będąc niezależny finansowo jest nieprzekupny. Młodszego syna mąż próbował przekupywać na wiele sposobów. Było nawet tak, że w którąś sobotę (przed wypłatą gdy wiedział, że ja nie mam pieniędzy) ugotował i naszykował obiad tylko dla dwóch osób: dla siebie i młodszego syna. Po tygodniu mąż mnie wyśmiał, że nie znalazłam ośrodka, a po ok. dziesięciu dniach, zmienił zdanie i stwierdził, że jednak leczenia nie podejmie, ponieważ jest mu to zupełnie niepotrzebne - on nie musi pić. Sobie i nam próbował udowodnić, że może nie pić. Oczywiście byłam pewna, że takie rzeczy raczej się nie zdarzają i było kwestią dni, że zapije znowu. Mąż stanowi "książkowy wzorzec alkoholika", praktycznie wszystko w jego zachowaniu jest przewidywalne, a jednak nie wiadomo, kiedy nastąpi prawdziwy przełom. Od momentu, gdy się upił, kolejne dni nie obywały się bez piwa. Fakt, że nie możemy mu tego udowodnić, że pił, ponieważ nie pojawił się w domu, nocował prawdopodobnie w domu, ale piętro niżej. Nie jestem pewna, ponieważ nigdy nie sprawdzam gdzie jest i co robi. Następny tydzień: jak wyszedł do pracy w czwartek rano, wrócił w niedzielę przed południem... Gdzie był w tym czasie, nie wiem, ale pił na pewno, bo po trzeźwemu zawsze wraca do domu. I tak żyjemy sobie obok siebie pod jednym dachem. On chodzi na piechotę, jeździ autobusami, bo prawo jazdy zabrane, ale dalej twierdzi, że problemu nie ma. Nadal twierdzi, że to ja powinnam się leczyć. Wszyscy przeżyliśmy traumatyczne zdarzenie, ale jego to nic nie nauczyło, nie podjął żadnych działań, żeby było lepiej choćby dla niego. W związku z tym, że nie ma prawa jazdy został zdegradowany w pracy, szef zabrał mu połowę pensji i zmienił umowę na mniej korzystną. Wiem o zmianach od pracodawcy męża, ponieważ był uprzejmy mnie o nich poinformować. Zapewne liczył, że jak mi przekaże taką informację, to zmienię zdanie, wycofam zeznania z policji i nie będę upierać się na leczenie. Kasa to zawsze argument, ale stwierdziłam, że dla mnie od połowy wypłaty, ważniejsze jest zdrowie i życie człowieka, który jest moim mężem. Gdy mąż definitywnie zrezygnował z leczenia odwykowego, odwzajemniłam szefowi informację, że jednak mąż szybko prawa jazdy nie odzyska. Leczenie mogło być okolicznością łagodzącą, a tak, nic z tego! Zdaję sobie również sprawę z tego, że samo leczenie, biorąc pod uwagę motywację męża, mogłoby być nieskuteczne, on jednak nawet nie spróbował. Miałam nadzieję, że mając kontakt z osobami z tym samym problemem, specjalistami, którzy są w stanie pomóc, inaczej spojrzy na swoje picie, pomyśli trochę, zastanowi się, tym bardziej, że dla niego liczy się bardzo zdanie obcych ludzi, ale niestety. Odgrażał się tylko, że pójdzie do adwokata i tak przegramy sprawę, ponieważ jego nikt za rękę nie złapał, więc jest niewinny, a nasze zeznania są niczym, ponieważ on znajdzie świadków, że było zupełnie inaczej. Jak mniemam tak właśnie zrobił... Wielokrotnie odgrażał się, że jeśli kiedykolwiek w jakiejś sprawie przeciwko niemu złożę zeznania, on znajdzie sobie świadków, którzy wszystkiemu zaprzeczą. Obecnie namawia synów, aby wycofali zeznania przeciw niemu, straszy, że będą karani za fałszywe zeznania. Zastanawiam się jak takie sprawy wyglądają w sądzie: komu bardziej sąd jest skłonny uwierzyć rodzinie i obcym ludziom? Wszystkich, którzy mają tendencje do wyszukiwania syndromów współuzależnienia, chcę poinformować, że nie mam wyrzutów sumienia wobec tego co zrobiłam. Zadzwoniłam na policję nie dla zemsty, jedynym powodem była troska o męża i o tych, dla których on mógł stać się zagrożeniem jako pijany kierowca. Zrobiłam to również dla siebie aby nie czuć się kiedyś współwinną tragedii. Nie mam wyrzutów sumienia, że moim postępowaniem przyczyniłam się do tego, iż mąż stracił coś co stanowiło o jego wartości, dawało poczucie wolności i bycia kimś, umożliwiało wykonywanie zawodu, zarabianie pieniędzy, bycie niezależnym. W tej chwili mam przygotowany wniosek na komisję alkoholową, ponieważ nie zamierzam odpuścić mężowi leczenia, za bardzo zależy mi na jego zdrowiu i na tym, aby żył jak człowiek, nawet jeśli małżeństwa nie będzie można uratować. I zapewniam, takie podejście nie jest syndromem współuzależnienia, ale troską o człowieka! Wszystkim, którzy uważają, że alkoholizm jednego współmałżonka musi skutkować współuzależnieniem u drugiej połówki, chcę powiedzieć, że nie musi to być regułą, bywają wyjątki, ale do tego potrzebna jest również wiedza o problemie. Granice są bardzo płynne i to co inni już zaszeregowali jako współuzależnienie, dla innych jest całkowicie zdrową reakcją, postępowaniem nie wymagającym żadnej terapii. Wystarczy jedynie mądra osoba, z którą czasem można porozmawiać jak z przyjacielem, upewnić się, doradzić co do środków które ewentualnie można zastosować wobec osoby uzależnionej. Od czasu poprzednio pisanych postów rozmawiałam z kilkoma osobami, terapeutami i tylko raz jedna osoba zakwalifikowała mnie na terapię do grupy edukacyjnej. Na pytanie moje, dlaczego uważa, że powinnam z takiej terapii skorzystać, odpowiedziała: "ma pani męża alkoholika, żyje z nim pani dwadzieścia lat, więc jest pani uzależniona"... pusty śmiech mnie ogarnął. Oczekiwałam bardziej konkretnej diagnozy po godzinnej, szczerej rozmowie. Grupa edukacyjna zupełnie nie jest mi potrzebna, ponieważ wciąż wiele czytam na temat alkoholizmu, rozmawiam i mogę ocenić jak bardzo moja wiedza powiększyła się w tym temacie, poza tym uczę się w studium w kierunku uzależnień. Mam z kim porozmawiać o problemie, czasem tylko telefonicznie, ale to zupełnie wystarcza. Nie będę marnować czasu na terapię, ponieważ na takiej terapii nikt nie odpowie na moje pytania... niestety... Choćby na jedno: Czy człowiek ma prawo stwierdzić, że z drugiego człowieka już nic dobrego nie będzie, że jest skazany na całkowitą przegraną, jeśli Bóg stwierdza: "Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku nie było już wskrzeszenia, i wszystko już stracone, nie tak jest po Bożemu. Cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni" (Dz. 1448) ...lub inne: Wiem czym jest przemoc psychiczna i nikomu tego nie życzę, wiem, że każdy człowiek ma prawo do godnego życia i szacunku... jednakże mogę chcieć zrezygnować, z tego co mi się słusznie należy. Czy mogę przyjąć i ofiarować cierpienie w jakiejkolwiek formie ono zostanie mi zadane w imię wyższych racji, w intencji zbawienia czyjejś duszy? Jeszcze inne... Czy istnieje granica, po przekroczeniu której człowiek przestaje być człowiekiem i kto może to stwierdzić, lub czy istnieje czyn, którego nie można zapomnieć, wybaczyć? … Wielu Forumowiczów zacznie krzyczeć: masochistka! Współuzależniona! Wariatka! Lub jeszcze gorzej … Wiem też, że są i tacy, którzy wspierają mnie w tym co robię dla bliskiej mi osoby i nie uważają, że powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie a męża zostawić samemu sobie. Dzięki Bogu, że stawia na mojej drodze takich Ludzi! Oczywiście nikt ostatecznie nie twierdzi, że odejście od alkoholika nie będzie konieczne. Wiem, też że zbyt mocno kocham Tego, który oddał za mnie życie, abym mogła patrzeć spokojnie jak piekło pochłania duszę bliskiej mi osoby. "Głosem sumienia mówisz mi, żeś Ty Miłością jest, że kochać znaczy żyć, nadzieję ludziom nieść Przez radość smutek krzyże i znój, szczęśliwość chwil, przez uśmiech i płacz, przez prawdę, miłość, pokój i miecz, Pochwalony bądź Ojcze mój!" Zastanawiam się jednak, czy istnieje granica, której nie będę potrafiła już przekroczyć i nie dam rady wytrwać do końca, przecież jestem tylko człowiekiem... Wygląda bowiem na to, że mojemu mężowi nie zależy na rodzinie i dzieciach i jest świadomy tego, że nikt mu już nic gorszego nie zrobi, nie wyrządzi większej krzywdy, ponieważ to co było dla niego najcenniejsze już stracił... Dla jasności, mam świadomość, że nie walczę już ani o męża, ani o ojca dla dzieci, a jedynie o człowieczeństwo kogoś, z kim spędziłam więcej niż połowę swojego życia. Tylko czy można zrobić cokolwiek, by człowiek stał się w pełni człowiekiem, skoro on tego nie chce? Dla mnie człowiek, to ktoś o ludzkich uczuciach, posiadający wyrzuty sumienia z powodu karygodnego postępowania, ktoś komu zależy na bliskich... A mój mąż pytał dzisiaj synów... co oni mają z życia? Czy chodzą na imprezy, piją wódkę, piwo z kumplami, robią zadymy? Nie?! To wina matki, która jest debilem i po kretyńsku was wychowała! Uczycie się, studiujecie i tak (censored) z tego będziecie mieć, bo jesteście nieżyciowi, nie umiecie wypić, zabawić się, nie umiecie żyć, a życie to kasa. Tekstów o kasie nasłuchałam się wiele, właściwie u nas to tylko mąż cały czas był i jest "normalny" bo tylko on zarabia - pracuje cały czas. A ja mu cały czas powtarzam, że rodzina nie potrzebuje go jako sponsora, dzieci nie potrzebują go jako idola a ja jako kochanka, ale potrzebujemy do jako męża i ojca! Ktoś, kto według niego nie przynosi pieniędzy jest zwykłym nierobem, darmozjadem, pasożytem. Między innymi dlatego starszy syn nie studiuje dziennie tylko zaocznie, bo ojciec dawno temu powiedział, że jeśli chce się dalej uczyć to musi na to zarobić. A tatuś jest taki biedny, całe życie flaki wypruwał dla nich, a oni mu taki numer wywinęli... Flaki wypruwał to znaczy zarabiał bo tylko do tego jego rola się ograniczała. Owszem jak dzieci były malutkie czasem wstawał w nocy i przewinął dziecko, ale szybko się to skończyło. Znudziło się, bo dzieci przestały być lalkami do zabawy, zaczęły myśleć, zadawać pytania, trzeba było z nimi rozmawiać a nie tylko mówić do nich. Według męża ja nie zrobiłam przez te dwadzieścia lat nic wartościowego, ponieważ większość czasu nie pracowałam zawodowo, więc nie przynosiłam kasy do domu. Wszystko co jest w domu jest jego, bo on na to zapracował i dlatego nie wyprowadzi się. Nikt go do tego nie zmusi i jak wygra sprawę w sądzie to dopiero nam pokaże. Nie wiem czy może wygrać, ale obawiam się, że ma szanse. Poniżej jest link, który warto poczytać. Wiem, że on jest jedynie o przemocy, nie o pijanych kierowcach, ale świetnie oddaje prawdę o polskim sądownictwie. Poza tym, gdybym brała pod uwagę separację lub rozwód... Cóż... jestem dumna, że przyczyniłam się do tego, że moje dzieci są jakie są: nie piją, nie ćpają, nie włóczą się, ale jeden syn uczy się, drugi uczy się i pracuje, pomagają w domu, mają kolegów, znajomych, dziewczyny, są normalni! Starszy ostatnio stracił pracę, ale jak zarabiał pomagał mi finansowo. Wygląda tylko, że nie zaznałam prawdziwej damsko - męskiej miłości. No i mam pecha bo nie mogę znaleźć pracy. Proponowano mi ostatnio pracę w hipermarkecie na kasie za ...5,6 na godzinę... Wygląda na to, że pracując 8 godzin dziennie zarobiłabym ok. 690PLN... Do tego doliczyć przynajmniej godzinę na dojazd i odliczyć ponad 100PLN za bilet miesięczny = ok. 590PLN za 10 godzin dziennie (5 razy w tygodniu)... na rachunki nie wystarczy... Biorąc jednak pod uwagę, że jest to praca na umowę zlecenie, mogłoby być tak, że musiałabym pracować 7 dni w tygodniu... za niewiele więcej. Dowiedziałam się jeszcze jednej ciekawej rzeczy w związku z tym, że jest to praca przez agencję tymczasową, godziny pracy są bardzo elastyczne i może być tak, że zadzwonią i poproszą o pracę przez jedną lub dwie godziny dziennie (odliczając koszt dojazdu, zarobiłabym za to ok. (pięćdziesiąt groszy) za dwie godziny dojazdu + dwie godziny pracy... Dzieci mi powiedziały, żebym się stuknęła w głowę Druga oferta to telemarketing - rewelacja! 1000PLN na rękę. Dojazd też dwoma autobusami ok. 2 godziny w jedną stronę. Dostanę taką kwotę jeśli sprzedam 100 produktów w miesiącu. Na moje pytanie, co będzie jeśli nie wyrobię limitu? (wiem jak wygląda praca w telemarketingu). Odpowiedziano mi, że jeszcze się nigdy tak nie zdarzyło, że ktoś limitu nie wyrobił... No cóż jeśli chodzi o mój cenny czas i pieniądze, które mają być przeznaczone na chleb, ja muszę mieć pewność a nie zapewnienia nieznanej mi osoby, której nie mam obowiązku wierzyć na słowo! Zdaję sobie sprawę, że wiele osób albo wcale albo nie do końca zrozumie o czym napisała, (jak to miało miejsce w poprzednich postach). Specjaliści zobaczą jedynie problem uzależnienia i współuzależnienia, wielu zobaczy to co chce widzieć... ... ale... kto ma oczy niech czyta Poczytajcie, ja jestem zniesmaczona _________________Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; Wt wrz 08, 2009 23:20 wasze sumienie Dołączył(a): Pt sty 23, 2009 12:37Posty: 196 brawo kobieto! w koncu! zachowalas sie na medal. nie wiem tylko dlaczego tolerujesz swojego meza pod jednym dachem. skoro on traktuje ten dom jak hotel.... a ciebie jako wroga? rozumiem ze w jakis sposob jest ci nadal bliski. to w koncu z nim masz dzieci, spedzilas z nim wiele lat i wiele dobrych chwil. i to przy nim chcialas sie zestarzec. ale masz prawo do normalnego szczesliwego zycia. nowego zycia. bo nalezy ci sie to, bo na takie wlasnie zycie zasluzylas. i niewazny jest wiek czy przejscia traumatyczne. wazne jest to czego ty chcesz. i dobro twoich dzieci choc juz dorosle. trzymaj glowe do gory, wyprostuj kark zycze ci znalezienia swietnej pracy, i nowego dobrego zycia. N paź 11, 2009 22:19 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Dla mnie to kochać Jezusa. Być posłusznym Bogu. Wiara to ufność w Bogu , zaufanie do Jego Słowa , to zaufanie do słów Jezusa Chrystusa doskonałego Człowieka i Syna Bożego .Wiara to przyznać się do Chrystusa wobec innych, bronić jego Ewangelii tam, gdzie jest ona zniekształcona lub odrzucana. Wiara dla mnie to nie wstydzić się Żyjemy w XXI wieku,dla wielu ludzi wiara jest czymś z nas zadaje sobie pytanie czym jest dla mnie wiara? Otóż moje spostrzeżenie dla każdego katolika jest tym modlitwa,kontaktowanie się z Bogiem poprzez bez wiary byłoby dziwne pozbawione sensu,Bóg nie byłby już w boga jest jedynna,Ludzie mogą kontaktować się z Bogiem poprzez modlitwy,oddają się mu w zupełnośći robią to co Bóg zapragnie,jest naszym sercem decyduje o dobrym jest czymś takim jak 2 najlepszy przyjaciel,za pośrednictwem wiary (modlitwy) rozmawiamy z Bogiem,zwierzamy się mu jesteśmy oddaniu mu i to wlaśnie jest dla mnie wiara pełna miłośći do Boga i wartośći którą nas Bóg w coś co żyje w Boga a wiara nas do niego na naj;D Czym zatem jest wiara rozumiana integralnie? Benedykt XVI po ogłoszeniu Roku Wiary rozpoczął cykl katechez środowych, w których uwydatnił różne rysy wiary. Także, gdy był w Polsce w maju 2006 r., gdy odbywał pielgrzymkę pod hasłem „Trwajcie mocni w wierze”, na poszczególnych etapach tej pielgrzymki mówił nam o wierze, co to Czym jest wiara? Pytanie to może wydać się trudne, ponieważ wiara nie jest czymś widzialnym ani namacalnym i rzeczywiście może oznaczać różne rzeczy dla różnych ludzi! Możemy więc zadać bardziej konkretne pytanie – co dla chrześcijanina oznacza słowo wiara? Prawie niemożliwe jest sprecyzowanie tego, co oznacza wiara, jednak istnieje kilka fundamentalnych spraw, które należy poznać, by lepiej zrozumieć znaczenie to wybór, by wierzyćWiara chrześcijańska to przede wszystkim bezwarunkowa wiara w Biblię – prawdziwe, wypróbowane i niezmienne Boże Słowo dla ludzkości. Wiara to również mocne i całkowite zaufanie względem Boga, w Jego miłość do nas oraz moc, która pomaga nam, niezależnie od tego, co spotyka nas w życiu. „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają.”(List do Hebrajczyków 11,6)Wiara jest wyborem. Potrzebuję wiary, by stać się chrześcijaninem. Wybieram, by wierzyć w Jezusa Chrystusa. Wierzę, że On umarł za moje grzechy i przez wiarę w Niego, moje grzechy zostaną przebaczone. Obietnica jest jasna. „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.” (Ew. Jana 3,16). Jest to więc wiara w Osobę, która ma moc zbawić każdą wierzącą duszę, a nie wiara w jakąś filozofię, czy też szereg chrześcijanin zgodzi się, że zbawienie jest darem, a nie czymś, co osiągniemy dzięki własnym wysiłkom. „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił.” (List do Efezjan 2,8-9). Przyznanie się do własnego grzechu oraz pokuta to pierwszy i bardzo ważny krok na drodze zbawienia, jednak nadal nie potrafię zbawić sam siebie! „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (List do Rzymian 6,23). Aby otrzymać ten dar, muszę uwierzyć i osobiście przyjąć ten Boży dar – Jego Syna. Przebaczenie grzechów to wspaniały początek, który przynosi ogromną radość każdemu, kto prawdziwie uwierzył w Jezusa. To nie jest błahostką, gdy brzemię grzechu i poczucie winy zostanie usunięte z naszego sumienia!Co dalej?Zatem jestem zbawiony dzięki łasce poprzez akt wiary. Wybieram, by wierzyć. Ale co dalej? Czy nadal potrzebuję wiary? Tak! Jeśli tylko pragnę prowadzić takie życie, jakie podoba się mojemu Zbawicielowi. Chociaż poczucie winy i jarzmo grzechu znikło, to grzech, który mieszka w mojej naturze, nadal będzie źródłem wielu pokuszeń. Następny werset z Listu do Efezjan mówi nam, jakie są Boże zamiary względem nas – po naszym pierwszym kroku, jakim jest doświadczenie zbawienia. „Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili.” Efezjan 2,10. Tak więc Bóg ma dla nas coś o wiele większego i wspanialszego – po tym, jak uwierzyliśmy w Jego Liście do Rzymian 5,10 jest napisane: „Jeśli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna jego, tym bardziej, będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie jego.” Życie Jezusa było działaniem. „I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.” (List do Hebrajczyków 5,8). Aby dostąpić zbawienia przez Jego życie, potrzebuję wiary, która prowadzi do działania. Paweł nazywa to posłuszeństwem wiary. (List do Rzymian 1,5)Jezus jest naszym wielkim Poprzednikiem, sprawcą i dokończycielem wiary. (Hebrajczyków 12, 2). Wszyscy bohaterowie wiary w Starym Przymierzu działali według swej wiary. Robili coś. Każdy z nich wierzył – i działał! Przez wiarę Noe zbudował arkę, przez wiarę Abraham był posłuszny itd. (List do Hebrajczyków 11)Działaj!Apostoł Jan pisze prosto: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi.” (Ew. Jana 1,4). To w świetle życia Jezusa powinniśmy chodzić – iść do akcji i działać! Jeżeli rzeczywiście pragnę być posłuszny dobrym Bożym prawom życia, które są zawarte w Jego Słowie, szybko znajdę się na polu bitwy, walcząc przeciw grzechowi, objawianemu przez to światło. To jest dobry bój wiary!Jednak, by wygrać tę walkę, muszę uwierzyć w moc Ducha Świętego, którego Jezus nam posłał i obiecał, że może mnie zbawić i to na zawsze. (List do Hebrajczyków 7,25) To ciągłe zbawienie jest dziełem wiary. Nie ma ono nic wspólnego z moimi uczuciami, które mogą szybować w górę lub w dół, jak „jojo”. Natomiast jeśli wierzę w Boga i nastawiam serce na posłuszeństwo – nawet wbrew moim uczuciom, czy ludzkiemu rozsądkowi – wtedy Bóg również zaczyna działać! Posyła łaskę i pomoc w potrzebie a wszelka cześć chwała za zbawienie należy do Niego!Wiara otwiera bramy do zwycięskiego życia! Przez wiarę możemy naprawdę zwyciężać, tak jak On zwyciężył! „A któż może zwyciężyć świat, jeżeli nie ten, który wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” (I List Jana 5,5). Wierzę w Jego moc zbawienia. Wierzę, że jeśli biorę swój krzyż i zapieram samego siebie – jak robił to Jezus i jak mówi Pismo, czyli jestem „ukrzyżowany z Chrystusem” – to będę zwyciężał nad grzechem i nad samym sobą. „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie.” (List do Galacjan 2,20)Wiara to ogromne bogactwo! Tak, jak pisaliśmy na początku – nie jest czymś widzialnym ani namacalnym. Jezus powiedział do niewiernego Tomasza: „Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” (Ew. Jana 20,29). Również Piotr pisze o tym błogosławieństwie. „… Tego miłujecie, chociaż go nie widzieliście, wierzycie w niego, choć go teraz nie widzicie, i weselicie się radością niewysłowioną i chwalebną, osiągając cel wiary, zbawienie dusz.” (I List Piotra 1,8-9). Zatem rezultat życia w wierze jest zarówno widzialny, jak i namacalny! Uczniowie widzieli to życie w Jezusie i dotykali się go, a naszym powołaniem, jako chrześcijan, jest również osiągnięcie tego samego, radosnego i wspaniałego życia – przez wiarę! Sztuka jest narzędziem komunikacji między artystą a odbiorcą, a także pomiędzy różnymi odbiorcami. Dzieło sztuki pomaga w przekazywaniu myśli, uczuć, poglądów; angażuje ludzi na wielu poziomach. Czarny kwadrat na białym tle (1914-1915, 1929) – jedno z najsłynniejszych dzieł Kazimierza Malewicza. NAJLEPSZA ODPOWIEDŹ 2012-03-18 16:04:02 +30 mysiaa39 awesome6 toffifee44 Zacznijmy od tego, że wiara to dar. Ja ten dar otrzymałam. Urodziłam się w katolickiej rodzinie. I tak tez zostałam wychowana. Jednak są osoby w mojej rodzinie, które oddaliły się od Boga. Na przykład moja kuzynka- przestała chodzić do kościoła. Dopiero, gdy jej babcia zmarła wróciła. Trochę zboczyłam z tematu, ale nie bez celu. Tylko po to, żeby pokazać, że nie wystarcza urodzić się w katolickiej rodzinie. Duży wpływ ma na nas środowisko. Ta moja kuzynka wyjechała do Irlandii. I to ten wyjazd zmienił jej życie. Dla mnie wiara w Boga jest czymś niesamowicie ważnym. Dodam jeszcze, że nie ma czegoś takiego jak "jestem wierzący, ale niepraktykujący". To na czym ta wiara polega? Skoro się nie chodzi do kościoła, to nie przyjmuje Komunii Świętej. "Bo nie czuję takiej potrzeby". Nie czujesz potrzeby by mieć w sercu swojego Boga???!!! To coś tu nie gra... Jestem wierząca, praktykująca. Kiedyś należałam do wspólnoty Dzieci Maryi, a od gimnazjum należę do parafialnej oazy. Te spotkania pogłębiają moją wiarę. Mogę spotykać się z równieśnikami, którzy tak, jak ja są wierzący. Mogę z nimi rozmawiać na temat wiary. Wiarę trzeba pogłębia, cały czas poznawać Boga w Jego słowie, ale również w innych ludziach. Wiara jest dla mnie w życiu najważniejsza, kieruję się chrześcijańskimi uczynkami, dlatego wiem, kiedy robię coś dobrego, a kiedy coś złego. Nie muszę się zastanawiać "czy to jest dobre czy złe?". Bo wiem, co jest dobre a co złe. Pozdrawiam ;-) Odpowiedz na ten komentarz ODPOWIEDZI (14) chwilę temu skasowany 2012-03-18 17:25:59 Trudno mi stwierdzić. Raczej nie wierzę w Boga, chodź sama nie wiem... wierzę, że istnieje jakaś siła, która stworzyła cały świat i nad nim czuwa. Wierzę w Diabła, więc skoro w niego wierzę to i w Boga też, w idee dobra i zła, zbawienia, potępienia itd . Ale nie wierzę w kościół . Jak dla mnie ta instytucja nie powinna wgl. istnieć, z tego widać, że teoretycznie jestem osobą nie wierzącą ( bo nie istnieją osoby wierzące, ale nie praktykujące, bo ktoś kto wierzy w Boga to powinien też wierzyć w kościół ). Paradoksalne . Odpowiedz na ten komentarz awesome6 2012-03-18 15:07:34 Jest to dla mnie najwyższa z wartości. Jestem religijną dziewczyną. Dzięki niej czuję się bezpieczniejsza. Daje mi ona szczęście.. Wiem, że w każdej chwili w Bogu czy Jezusie mogę znaleźć swojego przyjaciela. Jest to dla mnie nadzieja bycia lepszym. Poprzez wiarę możemy się udoskonalić stosują przykazania. Odpowiedz na ten komentarz Kaate 2012-03-18 17:06:48 Każdy wierzy w to, co chce wierzyć. Z kolei nie powinno się oceniać kogoś, kto nie wierzy w nic. Tak też jest ze mną. Wierzyć w mitologię chrześcijańską nie zamierzam. Wolę działać, niż wysyłać modły, spotykać się co niedzielę z jakże zacną wspólnotą chrześcijańską w kościele, spowiadać się facetowi w sukience czy też przeżywać i tak już skomercjalizowane święta. Już prędzej zacznę wielbić Geralta z Rivii, haha. która by mi to udowodniła, że Bóg istnieje. Moja katechetka, a dokładniej "siostra zakonna" która uczy religii spowodowała tak, ze ja jeszcze bardziej nie wierzę, ona zaczeła mówić, że jak już nie bd żyć to przyjmiemy ciało zwierzęcia, zaczeła też mówić o innych tam bez sensownych "pie**łach" ale nie bd już pisać. Moje zdanie wyraziłam w tym wszystkim, możecie minusować, ale co to da ? i tak każdy ma swoje zdanie, a na tym polegają (mają przynajmniej polegać) odpowiedzi, więc nie wiem po co te minusy... Odpowiedz na ten komentarz ~gDZIEmOJAkLAWIATURA 2012-03-18 18:02:21 awesome6 i niech Cię Bóg prowadzi nadal tą drogą ja tz staram się byś religijny i nie grzeszyć, ale mam problem z czymś. No cóż każdy je ma... Dla mnie Bóg jest najważniejszy, Pan daje mi się i bezpieczeństwo, jak tu napisała "aniołekzrozkami" że nie wieży i jest szczęśliwa ale pewnie nie wie że to szczęście daje jej Bóg, mimo że nie wierzy Pan ją kocha bo to Bóg ją stworzył. "aniołekzrozkami" oglądnij kiedyś misterium Pańskie, prosił bym Cię. Tyle chciałem przekazać. :) Odpowiedz na ten komentarz andżelika16 2012-03-18 15:25:01 Nie wiem nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Czasem mam wrażenie jakby Boga nie było. Odpowiedz na ten komentarz mysiaa39 2012-03-18 17:30:54 @SwEeTmAdZiA- nie ma czegos takiego jak wiara w kościół Odpowiedz na ten komentarz blackcoffee 2012-07-17 21:33:32 Jak dla mnie - czymś zbędnym. Moje zdanie jest takie, że człowiek jest w stanie być szczęśliwy i spełniony, nie wierząc w żadną moc boską czy nieziemską. Wiara może i pomaga ludziom, którzy obrali złą drogę, ale ja wierzę w dobro, które jest w każdym człowieku, w mniejszej czy większej ilości. I to ludzkie przekonanie, jego rozum i wola, pozwalają je rozwijać, a nie Bóg. Odpowiedz na ten komentarz Docandi 2012-03-26 17:39:34 @mysiaa39 - Zacznijmy od tego, że zbawienie jest darem, dostępny przez wiarę. Każdy ten dar może otrzymać w każdej chwili, jeśli tylko w to uwierzy! =) Zgoda, wiara w Boga jest czymś niesamowicie ważnym wręcz, sprawą życia i śmierci (w perspektywie wiecznej). Lecz jeśli ktoś nie chodzi do kościoła i nie przyjmuje Komunii Świętej bo nie czuje takiej potrzeby, to nie oznacza że od razu ma nie mieć w sercu swojego Boga, bynajmniej!!! (Na marginesie - komunia trafia do żołądka, a nie do serca, coś tu nie gra). Zgodzę się również że - wiarę trzeba pogłębia, przez cały czas poznawanie Boga w Jego słowie!, ale również owocem wiary są dobre uczynki dla innych ludzi, nie mają one przecież na celu "zapracowania" na zbawienia lecz są efektem wdzięczności za zbawienie - a przez to wiary. Pozdrawiam, =) Odpowiedz na ten komentarz Krejziiixd 2012-03-18 18:42:04 -35 emmanuelle mysiaa39 gDZIEmOJA... Ja tam nwm . czy wieże . Dla mnie to jest bez sensu . wieżyc w gadającego węza ? to tak ja wieżyc w Kubusia Puchatka . Religia w szkole powinna być zabroniona . Powinno być coś takiego jak etyka w szkole . a nie gadać o jednej religii i ci wciskają kit ze kto nie wierzy to jest idiota itp... end . Krejziiixd Odpowiedz na ten komentarz Błękitnooki15 2012-03-18 16:33:18 Czasem sie własnie zastanawiam nad tym. Ale wiesz ja robię trochę nie fair. W sumie przypominam sobie o Bogu dopiero jak mi czegoś potrzeba. Tak na prawdę od wiary najbardziej odwlekaja księżą przez ich chore rządy w szkolach w kościele itd... takie jest moje zdanie. Odpowiedz na ten komentarz skasowany 2012-03-18 15:55:38 -36 emmanuelle Informatyk Karolciaak mysiaa39 właśnie ja również nie wiem, do kościoła chodzę bo rodzicie chcą, ogólnie ciężko powiedzieć czy wierzę bo nie udowodniono mi że istnieje/ Odpowiedz na ten komentarz Panibudyń 2015-03-29 17:51:55 Nie będe się rozpisywać bo nie o to chodzi dla mnie wiara jest ŻYCIEM. Odpowiedz na ten komentarz Zaloguj się by móc dodać komentarz. Twoja przeglądarkablokuje reklamy Drogi użytkowniku,Dziękujemy Ci że nadal nas odwiedzasz. Prosimy, odblokuj wyświetlanie reklam w naszym serwisie. Dzięki odblokowaniu adblocka jesteśmy w stanie nadal funkcjonować i pomagać naszej społeczności. Dzięki za wsparcie! To okno zostanie zakmięte za 10 sek
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki: Teraz jest Pt cze 30, 2023 0:23: Strona główna forum » Wiara » » Wiara »
Co moje, jest moje. I nie zmienia tego oferta podyskutowania na ten temat. Stolica Apostolska wydała deklarację, w której przypomina Kościołowi w Niemczech, że trwająca w tej wspólnocie „Droga Synodalna” „nie ma mocy zobowiązującej biskupów i wiernych do przyjęcia nowych sposobów rządzenia oraz nowych podejść do doktryny i moralności”. Podkreślmy, żeby jasno wybrzmiało: nie ma prawa wprowadzać zmian w zakresie sposobu sprawowania władzy, zmieniania prawd wiary oraz wprowadzania zmian w zakresie tego, co nazywamy chrześcijańską moralnością. Oczywistym jest dlaczego. Bo prawdy wiary wypływają z objawienia. I jeśli jest się chrześcijaninem - uczniem, nie można poprawiać Chrystusa. I Ducha Świętego, który nie tylko działa dziś, ale i działał od wieków w Kościele. Podobnie jest w ogromnej mierze także z zasadami moralnymi. W ogromnej mierze, bo w objawieniu mamy tylko pewne zasady ogólne, bez wchodzenia w szczegóły. Tyle że akurat najmocniej chyba kontestowana przez „Drogę Synodalną” (i nie tylko) kwestia nierozerwalności małżeństwa została przez Jezusa bardzo dokładnie wyjaśniona (np. Mk 10). Podobnie zresztą jak u Pawła kwestia praktyk homoseksualnych. A kwestia sprawowania władzy Kościele... Cóż, ta w dużej mierze też wynika z tego, co przekazał Jezus i jak zdecydowali o tym, z asystencją Ducha Świętego, pierwsi chrześcijanie. I komu jak komu, ale ludziom z wykształceniem teologicznym nie trzeba tego przypominać. Dlatego mocno mnie dziwi oburzenie kierownictwa „Drogi Synodalnej” na ten watykański dokument. Gdyby jej członkowie kierowali się tymi zasadami - przypomnianymi im zresztą przez Papieża ze dwa lata temu - nie byłoby potrzeby powstania tego dokumentu. Kierownictwo „Drogi Synodalnej” zapewniając, że niczego nie chce Kościołowi Powszechnemu narzucać, ale ma obowiązek wskazać, co zdaniem członków tego ciała powinno w Kościele ulec zmianie, wyraża gotowość do rozmów z Watykanem. I oburza się, że dotąd Stolica Apostolska takimi rozmowami nie była zainteresowana. Sęk w tym, że... jak to grzecznie i bez rozwlekania tematu ująć... do tej pory Droga Synodalna w ogóle się głosami z Watykanu i innych Kościołów nie przejmowała. Świadczą o tym kolejne przyjmowane przez to gremium dokumenty. Dlatego, przyznaję, dzisiejsza odpowiedź kierownictwa „Drogi Synodanej” budzi we mnie śmiech. Trochę przypomina mi to taktykę Rosji wobec Ukrainy: co moje to moje, a o twoim możemy podyskutować. (Czyli że nie ma mowy o powrocie do granic sprzed 2014 roku, nawet z początku 2021, ale przecież chcemy kompromisu). Czy przedstawiciele Drogi Synodalnej w ogóle zakładają, że mogliby się wycofać z wszystkich niezgodnych z nauczaniem Kościoła pomysłów? Bo mocno mi się wydaje, że liczą na to, że cześć z nich jednak przejdzie. I przejdą do historii jako ci światli luminarze, którzy wydobyli Kościół z epoki potrydenckiej a pchnęli go na tory nowoczesności. Tyle że po co Kościół, który zmieniałby nauczanie swojego Mistrza? Jak mówić o wierności Jego słowom, skoro można je interpretować tak, że przestają znaczyć co znaczyły zarówno w Jego czasach jak i przez dwa tysiące lat trwania chrześcijaństwa? Zarozumiale zabrzmi co napiszę, ale, co mi tam, wiem skąd się taka postawa bierze. Z zapominania, że nie jest się właścicielem, a sługą.... Obrazek będący unaocznieniem tego problemu widziałem z dekadę temu na jednym z Katkolikentagów: podczas Mszy – prawda że plenerowej, ale było sucho – nikt nie klękał na przeistoczenie. Tak, Kościół w Niemczech musi się nauczyć zginać przed Panem kolana. Bez tego... . 115 426 158 743 247 35 416 273

czym jest dla mnie wiara