Jest to historia jedenastoletniej dziewczynki, która po śmierci ojca zostaje odesłana, by mieszkać z surową i despotyczną ciotką. Pogodna i radosna dziewczynka jednak stopniowo to zmienia. Książka była wielokrotnie filmowana, z czego najbardziej znaną jest wersja wytwórni Disneya z Hayley Mills w roli głównej. Po pierwszym dniu pełnim negatywnych niespodzianek, na teren Sunrise Festival w sobotę można było udać się ze sceptycznym nastawieniem. Jednak to drugi dzień wydarzenia był jedynym, który w pełni się wyprzedał. Wszystko dzięki lineupowi, który swoją różnorodnością oraz ilością ikonicznych aliasów przyciągnął tłumy. Nic dziwnego – głównym kąskiem dla wielu był David Guetta, a inne sceny sygnowane rozpoznawalnymi nazwiskami i markami miały również swoich entuzjastów. Jednak czy muzyka przyćmiła sprawy organizacyjne? Czy było lepiej niż w piątek? Mamy na ten temat wiele do no, bądźmy poważni. Zacznijmy od White Stage, gdzie organizatorzy zauważyli pewien błąd, mogący być kluczowy trzeciego dnia festiwalowego. Graniczące z nią miasteczko namiotowe, a właściwie jego gastronomiczna część stała się dodatkowym elementem festiwalu, dostępnym dla każdego uczestnika. Zyskany teren nie dość, że pozwolił house’owej przestrzeni na zgromadzenie większej ilości uczestników, to dał nowe miejsce do odpoczynku. Można było usiąść w jednym z budynków, coś zjeść z oferty danego miejsca lub sąsiadujących foodtracków. Wszystko to w towarzystwie selekcji Martina Solveiga i jego muzycznych Red Stage, która zaprezentowała się z o wiele lepszej strony niż w piątek. Teamy zagranicznych gwiazd pokazały, jak sobie radzić z potencjałem głównej sceny. Pomimo tego, że animacje przygotowane dla Sunrise Festival robiły wrażenie, to ich powtarzalność (pomimo różnorodności i dużej ilości projektów) już drugiego dnia weteranom Reda mogła kłuć w oczy. Niektórzy muzycy w tle seta mieli dość proste wizualizacje, przez co były jedynie niewadzącym dodatkiem do serwowanej selekcji, wpisujący się w ich branding. Jednak wizualne show przygotowane przez Alesso czy Davida Guettę pokazały pod tym względem światową towarzyszyły wyświetlane na całej przestrzeni projekty, które idealnie wpisywały się w prezentowany materiał. Wiadomo, wymaga to wcześniejszego wyreżyserowania koncertu, przez co wytrwali fani śledzący każdy ruch Alessandro mogą powiedzieć “ale to już było”. Jednak pełnowymiarowe tło pod między innymi współpracę z Katy Perry, animowane wersje grafik stworzonych na potrzeby ostatnich wydań, czy gwiazdy na czarnym tle przy “Under Control”. Zupełnie inny poziom. Za to zespół wizualny ikony francuskiej sceny postawił na grę świateł. Dynamicznie przechodzące błyski na całej szerokości sceny, przy tym z subtelnie ustawionymi animacjami w tle. Robiło to robotę!Na pozostałych scenach zmian nie było zbyt wiele, odsyłamy więc do naszej relacji z piątku. W skrócie – było naprawdę poprzedniej relacji niezbyt wspominaliśmy o samej publice podczas występów. Sobota była jednak w całości wyprzedana, stąd można było się spodziewać zupełnie innego poziomu i wyższej frekwencji. Pierwsze wrażenie po przekroczeniu barierek było zgoła odmienne od tego, co można było zobaczyć w poprzednim dniu. Przechadzając się w okolicach sceny Red, w okolicach godziny 20:00 można było odnieść wrażenie, że ilość bawiących się osób była porównywalnie duża do piątkowych występów Ownbossa czy Sikdope’a. Był to dobry wstęp i zapowiedź tego, co będzie się działo w ciągu nadchodzących paru od głównej sceny – skupiska ludzi można było zauważyć dosłownie na każdym kroku. Na szczęście nie miało to przełożenia na ogromne kolejki przy strefach gastronomicznych, co miało miejsce poprzedniego dnia. Zdecydowanie poprawiono logistykę oraz zarządzanie zamówieniami, przez co z odpowiednim wyczuciem czasu, duża część osób nie czekało na napoje więcej niż 10 minut. Przykładowo – niedługo po secie Davida Guetty, gdzie główną scenę opuściła duża fala tłumu, po 15 minutach oczekiwania można było dostać poprawiona rzecz czekała na nas na wyjściu z imprezy. W piątek brama była otwarta tylko częściowo, co mogło powodować zatory. Na szczęście drugiego dnia imprezy wyjście było zdecydowanie szerzej toalety nadal wyglądały tak, jakby przeszło przez nie potężne tornado. Jednak jest to głównie wina niekulturalnych uczestników, którzy nie zważali na to, aby zachować czystość po załatwieniu swoich potrzeb. Na plus z pewnością fakt, że była większa ilość papieru toaletowego. Niemniej przydałoby się, aby ktoś raz na czas robił “rundkę ze ścierą”.Potężny ściskMając na myśli potężny ścisk, porównujemy drugi dzień z pierwszym. Nie jest zaskoczeniem ogromny tłum, który zaczął się formować przy końcówce seta Lucas’a & Steve’a. Jeśli ktoś liczył na dobre miejsce przy setach Alesso i Davida Guetty, to najlepszym wyjściem było zaklepanie sobie miejsca w okolicach połowy seta wcześniej wspomnianego duetu. Gdy za decki zasiąść miał Alesso, tłum jeszcze bardziej się powiększał, przez co łatwe zdobycie dobrego miejsca było stanowczo utrudnione. Nie było to jednak tak problematyczne, jak przy krótkiej przerwie pomiędzy setami Szweda oraz Francuza. Z każdą minutą coraz więcej osób próbowało się przeciskać, aby być jak najbliżej barierek. Gdy set Davida rozpoczął się na dobre, ścisk w środku tłumu był tak duży, że momentami ledwo można było unieść ręce. Jednak – na całe szczęście – nie było tak przez całą długość występu Francuza. Wiele osób skupiało się na dobrej zabawie przy selekcji twórcy “Titanium”, którego remix wywołał ogromną dawkę energii już na samym starcie dobrej zabawyZ dziwną jak na festiwalową publikę spotkaliśmy się podczas setów Alesso oraz Lucas & Steve. Kilka osób stojących mniej więcej w środku tłumu, zdecydowała się świecić latarkami w telefonie w odwrotną stronę niż do sceny. Domyślamy się, że mogli oni szukać swoich pozostałych znajomych w tłumie, jednak takie działanie trwające dłużej niż minuta czy kilka może irytować. Co za tym idzie, niektóre osoby, które chciały patrzeć w stronę sceny, bądź po prostu mieć jakąś pamiątkę z występu, mogły zadowolić się jedynie ogromnym blaskiem flasha. Odbiegając od robienia zdjęć czy nagrywania filmików – w dużym natłoku publiczności ciężko było zmienić swoje miejsce, a całkowite wyjście z tłumu zajmuje dobre kilka minut. Sprawia to, że takie zachowania tylko mogą denerwować i nieświadomie skupiać naszą się, jednoczmy się, po to jest muzyka. Jednak podczas dużych skupisk ludzi trzeba też szanować innych. Każdy inaczej przeżywa występy. Jedni przychodzą na set aby wyszaleć się, ciągle skacząc czy tańcząc ze znajomymi, inni dają ponieść się wyobraźni i odpływają w inny świat w jednym miejscu, a co po niektórzy chce mieć co wspominać oglądając nagrany materiał. Jest to kolejny moment potwierdzający to, że polska publika musi dużo się nauczyć pod względem bez przyczyny sobota była jedynym wyprzedanym dniem Sunrise. To 23 lipca na głównej scenie zaprezentowały się jedne z największych nazwisk EDMu na świecie. Nie zabrakło też polskich artystów, którzy otrzymali duże wsparcie od publiki. Potwierdziła to ilość osób od pierwszych chwil działania Red Stage. Przed największymi kąskami tej edycji, dobrą rozgrzewkę zaserwował nam Mave. Polak grał przede wszystkim rozpoznawalne przez festiwalową publikę utwory czy mashupy, które rozpalały serca uczestników. EMDI podtrzymał dobrą passę młodszego kolegi, dając popis w postaci solidnego seta z dużą dawką energii i ciekawych jednak czas na czołowych postaci future house’u w postaci duetu Lucas & Steve. Panowie pokazali, czym jest dobra zabawa przy pozytywnie natchnionych utworach. Nie zabrakło tam największych hitów jak “Alien” czy “Perfect”, które grane było zarówno w oryginale, jak i klubowych wersjach. Bardzo ciekawym momentem było zagranie utworu “Source”. Głównie z tego powodu, iż Holendrzy za każdym razem gdy serwują ten kawałek na różnych festiwalach, mają podczas niego pewną tradycję. Jest nią włączenie latarek w telefonach i wspólna zabawa światłem. Jednak nie tylko typowo elektroniczną muzyką człowiek powtórzyli ikoniczny moment, który miał miejsce kilka lat temu w Trzciance. Z głośników wybrzmiał klasyk gatunku disco polo – “Przez Twe Oczy Zielone” Akcentu. Uważamy jednak, że na 18 urodziny Sunrise bardziej odpowiednim utworem tego nurtu byłyby “Cztery Osiemnastki” Niecika. Jednak jak to ma zwykle miejsce podczas setów, kulminacyjnym momentem była końcówka, przy której panowie dali niezły popis. “Anywhere With You” było świetnym wyborem na finał występu. Panowie autentycznie cieszyli się z trwającej chwili i zabawy w składAlesso, David Guetta i Alok jeden po drugim? Tak, mamy to w Polsce. Zaczynając od Szweda. Bliski kolega SHMu, który miał duży wkład w dawne brzmienia progressive house, po kilku latach wrócił do Kołobrzegu. Tym razem w trochę odmienionej wersji. Pandemiczny czas pozwolił artyście na odpoczynek i rozwój swoich brzmień. W ciągu nieco ponad godziny Alessandro dał powód do zadowolenia starym fanom, jak i wielbicielom jego najnowszych produkcji. Nie brakowało też bardziej komercyjnych propozycji, jednak cała selekcja głównie opierała się na autorskich brzmieniach. Warto bardzo docenić zespół artysty odpowiedzialny za wizualną część wydarzenia. Był to pierwszy set, który w pełni wykorzystał potencjał sceny. Autorskie, świetnie wykonane animacje, ich dynamiczne wykorzystanie i odpowiednio opracowane światła. Całość przypomniała mi występ Swedish House Mafii na Open’erze, który pod tym względem był majstersztykiem. Pomimo jedynie godzinnego slotu, układ występu spowodował, że nie czuło się niedoboru bądź przesytu po troszkę ponad minutach zabawy. przerwy i wchodzi on. Oczekiwany od lat, zwłaszcza po rozpowszechnieniu się stylu Future Rave. David Guetta był tym, dla którego przyjechała większość publiki. Legenda tanecznej muzyki serwowała nie tylko produkcje stworzone wraz z MORTENem, choć to właśnie przeważały w pierwszej połowie seta. Im dalej w las, tym dalej wracaliśmy w liście hitów. Francuz bawił publikę mashupami zawierającymi utwory, które królowały ponad 10 lat temu, jak i ich nowymi wersjami. Jednak warstwa muzyczna to nie wszystko. Jego zespół wizualny postawił na zabawę światłem. Dynamicznie przechodzące, pod brzmienia aktualnie prezentowane. Do tego subtelne animacje i – oczywiście – dużo myślami Guetta był daleko od naszych ziem. Producent kilkukrotnie zwracał się do publiki w Kołobrzegu, jakoby byli na Untoldzie. Rumunia, Kołobrzeg, kto by to odróżniał…Odmiennego zdania był Alok. Z oddali jego selekcja brzmiała podobnie jak na Tomorrowlandzie, jednak wykazał się on znajomością polskiej sceny. Zagrał on bowiem przedpremierowo remiks Skytecha do “Zatańczysz ze mną” Tribbsa i Kubańczyka. Tego nikt nie mógł tylko głównaBlack Stage po raz kolejny pokazał klasę. Początek imprezy w kręgu zapewniło działanie duetu DUSS, który wcześnie rozkręcił publikę w Podczelu. Hannes Bieger ponownie pokazał klasę, której nie brakowało rok temu, podczas The Other Side of The Sun. Dubfire lubił szybko, a passę tą podtrzymał Reiner Zonneveld. Holender zaprezentował się – przynajmniej na początku – w zupełnie inny sposób, niż na Tomorrowlandzie, co na wielki plus. Jego live act był wyraźnie słyszalny nawet za bramami imprezy, przez co umilał nasz powrót do redakcyjnego Stage już kolejny raz zagrał pod patronatem Martina Solveiga. Francuz po raz 6. odwiedza Kołobrzeg, przy tym zabierając swój skład. Zabawę zaczął Loui PL, zaś drugim setem w białej scenerii było The 3 – projekt, na który składają się takie aliasy jak Bartes, Neevald i będący świeżo po debiucie na Tomorrowland Matthew Clarck. Trio pokazało klasę znaną z setów transmitowanych podczas pandemii. Jednak nie był to zwykły występ – nie dość, że potrwał on pół godziny dłużej w stosunku do pierwotnej czasotabelki, to na koniec panowie zaprezentowali pierwszy singiel, który zostanie wydany pod ich wspólnym aliasem. Brzmiało to naprawdę godnie!Boomerskie klimaty (przynajmniej przez chwilę) prezentował Shane Codd. Artysta, który znany jest głównie z radia pokazał swoje ciekawe oblicze, prezentując produkcje między innymi Swedish House Mafii czy Avicii’ego. Martin Solveig bazował na dobrze znanych mu klimatach house, wpasowując w to elementy techno. Nie zabrakło wielkich hitów, w tym “Intoxicated” czy “Never Going Home” Kungsa, w którym słychać głos grającego wtedy Francuza. White Stage zamykali KREAM, czyli swoisty fenomen wśród fanów klimatów deep house. Norweski duet pokazał godną selekcję, gdzie wplatali swoje najnowsze produkcje. Już czekamy na ich kolejny występ!Kłopoty, kłopoty w timetableW tym roku do składu Martin Solveig Presents miał dołączyć Bakermat, jednak z powodu choroby odpadł na ostatnią chwilę. Pamiętając fragmenty z ubiegłorocznego występu na FEST Festival, ta sytuacja mogła zasmucić fanów house. Jednak za niego udało się znaleźć zastępstwoweszli Hi Motive. Australijczycy, którzy mieli okazję stworzyć dwie produkcje z DJem Krisem, uratowali kryzysową sytuacje, o czym – co należy podkreślić – powiadomiła nas aplikacja mobilna. Inaczej było w przypadku hardowych reprezentantów w postaci duetu Audiotricz. Panowie zasiadali do końca w timetable dostępnym w aplikacji Sunrise. Jednak na insta stories Brennana Hearta dowiedzieliśmy się, że formacja nie wystąpi na Silver Stage. W zamian Toneshifterz i Code Black – pierwotnie mający zagrać godzinny set b2b – zagrali oddzielne, godzinne występy. O tym, niestety, nie dowiedzieliśmy się z komunikatów było otwarcie imprezy najmocniej grającym zawodnikiem. Regain swój slot otrzymał o 21:00. Naszym, nieodosobnionym zdaniem Pan Paweł powinien zamykać tę scenę. Wiemy, że w naszym kraju zwykło się traktować rodaków po macoszemu – ale skoro Sikdope’a dało się ustawić na closing act, to swobodnie da się tak zrobić i w wypadku innych rozpoznawalnych w głównej mierze za granicą polskich pokazali, że widzą swoje błędy i poczynili kilka usprawnień. Powiększenie danceflooru na White Stage czy naprawienie problemów z płatnościami, co pomogło w zmniejszeniu kolejek w strefie gastronomicznej – to na pewno zasługuje na pochwałę. Tak samo jak działania wizualne zespołów największych artystów na scenie Red. Dzięki temu gigantyczny ekran został wykorzystany w prawidłowy sposób. Nadal trzeba jednak popracować nad toaletami, a także nad komunikacją z uczestnikami. `Zabrakło tego głównie na Silver Stage. Nie była to drobna obsuwa (jak w piątek), a istotna zmiana na dla uczestników, którzy głównie przyszli z myślą o dobrej zabawie przy ulubionych niedziela nas czymś zaskoczy? Jeśli tak – to pozytywnie czy negatywnie? O tym damy wam znać w ostatniej części relacji z tegorocznej edycji Sunrise Podczela relacjonowali Julia Oziemczuk i Seweryn Zarembafoto: własne / Gromysz 5.8 พัน views, 12 likes, 3 loves, 13 comments, 135 shares, Facebook Watch Videos from Mazurski Kundel - Wolontariusze - pomagamy zwierzakom z Mazur: Ranking najrzadziej odwiedzanych krajów na świecie powstał w oparciu o raport Światowej Organizacji Turystyki Narodów Zjednoczonych z roku 2019 (w kolejnych latach dane te zniekształciły ograniczenia pandemiczne). Należy jednak pamiętać o tym, że nie znalazły się w nim wszystkie kraje świata – brakuje danych między innymi z Jemenu. Tak czy inaczej, zestawienie uświadamia nam, jak wiele jest miejsc na świecie, które z różnych powodów nie są jeszcze wyeksploatowane turystycznie, i to pomimo coraz łatwiejszych i tańszych sposobów na przemieszczanie się. 10. Wyspy Świętego Tomasza i Książęca Ten niewielki (około 1000 kilometrów kwadratowych powierzchni), składający się z pięciu wysp kraj to była portugalska kolonia, położona około 300 kilometrów od zachodniego wybrzeża Afryki. Najłatwiej się tu dostać bezpośrednim lotem z Lizbony, ale zbyt wielu chętnych nie ma – w 2018 roku wyspy odwiedziło około 8 tysięcy turystów. 9. Niue Główną przeszkodą dla turystów chcących odwiedzić to terytorium stowarzyszone Nowej Zelandii jest jego położenie geograficzne (to pierwszy, ale nie ostatni taki przypadek w tym zestawieniu). Niue leży około 2400 kilometrów na północny wschód od Nowej Zelandii i jest niewielką (260 kilometrów kwadratowych) wyspą, na której na stałe mieszka niespełna 2000 ludzi. W 2018 roku Niue odwiedziło około 8 tysięcy turystów. 8. Libia Chociaż Libia nie jest ani malutkim, ani szczególnie odległym od cywilizacji krajem, to niedawne zawirowania polityczne sprawiły, że we wspomnianym okresie kraj ten odwiedziło niewiele ponad 6200 turystów. Przeszkodą są również problemy formalne – potrzebna jest nie tylko wiza wjazdowa, ale także wyjazdowa. Polski MSZ obecnie stanowczo odradza podróże do tego kraju. 7. Wyspy Marshalla Obywatele Unii Europejskiej nie potrzebują wiz, aby dostać się na terytorium Wysp Marshalla, ale z jakiegoś powodu mało kto decyduje się na ten kierunek. Przeszkodą jest oczywiście położenie geograficzne – bezpośrednio latają tu samoloty z Honolulu na Hawajach, więc potencjalny turysta z Europy musiałby się przygotować na spory wydatek na same tylko bilety. W 2018 roku kraj odwiedziło około 6 tysięcy ludzi. 6. Gwinea Równikowa „Swobodne przemieszczanie się po terytorium kraju może być utrudnione przez służby porządkowe, zatrzymujące przejezdnych i żądające bezpodstawnych opłat.” – taką mało zachęcającą do wizyty w Gwinei Równikowej informację znajdziemy na stronie polskiego MSZ. Problem stanowi też zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne – między innymi malarią, tyfusem i AIDS. W 2018 roku kraj ten odwiedziło 5700 turystów. 5. Sudan Południowy Choć powstanie Sudanu Południowego oficjalnie zakończyło najdłuższą wojnę domową w Afryce, to kraj ten trudno nazwać stabilnym. Na jego terenie wciąż dochodzi do walk zbrojnych, a uboga infrastruktura i kiepska baza turystyczna zdecydowanie nie zachęcają do odwiedzin – w 2018 zdecydowało się na nie zaledwie 5500 osób. 4. Kiribati Kiribati to kraj wyjątkowy z kilku względów. Jego mieszkańcy jako pierwsi na świecie świętują nowy rok, ponieważ przez jego terytorium przechodzi międzynarodowa linia zmiany daty. Trudno też znaleźć kraj tak terytorialnie niewielki i mało zaludniony, a przy tym rozciągnięty geograficznie – rozciągłość między wyspami z zachodu na wschód wynosi około 4000 km, z północy na południe – ponad 2000 km. Dotrzeć tam trudno, ale jeśli ktoś o tym marzy, to powinien się spieszyć – prognozy dotyczące zmian klimatu głoszą, że do 2050 roku Kiribati zostanie zalane przez wody Oceanu Spokojnego. W 2018 roku kraj odwiedziło około 4000 turystów. 3. Tuvalu Tuvalu to – podobnie jak Kiribati – archipelag wysp koralowych położonych na Pacyfiku. Jego łączna powierzchnia to zaledwie 26 kilometrów kwadratowych! Tuvalu oferuja prawdzwie rajskie widoki, ale dotarcie tam, aby zobaczyć je na własne oczy wymaga sporo determinacji – można tu dolecieć tylko z Fidżi, a samoloty kursują zaledwie dwa razy w tygodniu. Kraj ten w 2018 roku odwiedziło tylko 2000 turystów. 2. Somalia Somalia cierpi na problemy podobne do tych Sudanu Południowego – tereny tego kraju są areną ciągłego konfliktu. Trudno oczywiście mieć stuprocentową pewność, ale Somalia wydaje się być jednym z najbardziej niebezpiecznych krajów na świecie, co znajduje odzwierciedlenie w liczbie turystów – w 2018 roku było ich niespełna 1000. 1. Nauru To jeden z najmniejszych (21 kilometrów kwadratowych) i najtrudniej dostępnych (4,5 godziny lotu z Australii) krajów na świecie. Docierać tu nie ma zresztą po co – w przeciwieństwie do chociażby Tuvalu, Nauru nie oferuje rajskich widoków – przez lata Nauru żyło głównie z wydobycia fosforytów, co przełożyło się na skażenie środowiska naturalnego wokół wyspy. Efekt jest taki, że w 2018 roku żaden kraj nie był tak mało licznie odwiedzany, jak Nauru właśnie. Michał Miernik Wejdź na FORUM! ❯
Uczy, że nikt z nas nie jest samotną wyspą – Opowieść wigilijna bardzo dobrze pokazuje, że człowiek radość znajduje, dopiero kiedy zaczyna dzielić emocje, rozterki, czas z drugim człowiekiem. Ludzie dookoła są nam niezbędni do szczęścia. Nie umiemy być szczęśliwi, jeśli jesteśmy samotni.
Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. nobody visits No one visits Nie mamy godzin odwiedziń, ale jego nikt nie odwiedza. We do not have visiting hours, but nobody visits him... Dlaczego nikt nie odwiedza wszystkich tych grobów? Nikt nie odwiedza tego pokoju poza służbą, a ja zajmę go na godzinę. No one visits this room except the servants, and I've claimed it for the hour. Nikt nie odwiedza komnat rady o tej godzinie w nocy! No one visits the council chambers at this hour of the night. Dlaczego nikt nie odwiedza wszystkie te groby? Jednak fakt, że najbardziej wpływowa kobieta świata jedzie do kraju, którego "nikt nie odwiedza" jest mołdawskim sukcesem. However, the fact that the most powerful woman of the world goes to the country, which "nobody visits" is a Moldavian success. Może inny pacjent będzie chciał. Ktoś, kogo nikt nie odwiedza. Maybe another patient would like them... someone who has no visitors. Jest tu stary człowiek z Alzheimerem, którego nikt nie odwiedza. Mieszka z matką, podszywa się pod gwiazdę, pisze przewodnik po wyspie, której nikt nie odwiedza. Still living with your mum, pretending to be a movie star, writing a guidebook about an island no one will ever visit. Najbardziej bezpiecznym miejscem jest takie którego nikt nie odwiedza Inni gondolierzy, oni mnie tu postawili, ale nikt nie odwiedza. The other gondolieri, they put me here, but nobody visit. Dlaczego nikt nie odwiedza mnie w domu? Cała historia dzieje się w ostatnim motelu w kosmosie, którego od wielu lat nikt nie odwiedza. The entire story takes place in the last motel in the Universe: a forgotten place that no one has visited for many years. Mój ojciec często mawiał Najbardziej bezpiecznym miejscem jest takie którego nikt nie odwiedza My dad always told me that the best place to hide... is the last place they would expect. Wszędzie są nie tylko porzucone dzieci, ale również opuszczeni ludzie w podeszłym wieku, których nikt nie odwiedza, których nikt nie kocha... Jak można wyjść z tego negatywnego doświadczenia, opuszczenia, braku miłości? All around us, there are not only abandoned children, but also abandoned elderly persons, who have no one to visit them, to show them affection... How do you overcome this negative experience of being abandoned, of not being loved? No results found for this meaning. Results: 16. Exact: 16. Elapsed time: 50 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200
- Jestem bohaterem, gdyż wybiłem dwa razy piłkę z linii bramkowej? Tyle w tym mojej zasługi, że wykonałem polecenie trenera. Kazał pilnować przy rzutach rożnych krótkiego słupka, no to stałem i pilnowałem. To był typowy mecz na remis. Na przebieg gry miał z pewnością wpływ fakt, że to dopiero początek rundy wiosennej i brakowało nam trochę ogrania. Za dużo było chaosu
W małej społeczności na południu Pakistanu, wieśniacy nie chcą się już witać się z Hazarem Kanem Silrem. W ubiegłym miesiącu, pięciu członków rodziny tego siedemdziesięciolatka zaraziło się wirusem HIV. Hazar żyje we wsi, w której ludzie mieszkają w lepiankach, łajno krowie służy za opał, a rzeczy przewozi się na osłach. Wszyscy panicznie boją się zarazić. - Nikt nas już nie odwiedza, nikt nie chce podać ręki. We wsi liczącej około mieszkańców, 21 ( w tym 17 dzieci) jest od niedawna zarażonych wirusem HIV. Wielu jest analfabetami i ich wiedza na temat choroby jest znikoma. Większość nawet nie rozumie w jaki sposób się zaraziła. Problemy we wsi starego Hazara są wierzchołkiem góry lodowej tamtego regionu. W mieście Ratodero, do którego należą tereny wsi, 681 osób (w tym 537 dzieci) miało w ostatnich dwóch miesiącach pozytywny wynik testu na obecność wirusa HIV. Za wybuch epidemii w Pakistanie, szóstym co do liczebności mieszkańców kraju świata (200 mln), specjaliści winią lekarzy, którzy nie korzystają z jednorazowych igieł i strzykawek. Chociaż władze oficjalnie nie potwierdziły przyczyn wybuchu epidemii, asystent pakistańskiego ministra ds. zdrowia Zafar Mirza przyznał, że w kraju istnieje niebezpieczna praktyka „przepakowywania i odsprzedawania strzykawek”. Strach przed epidemią pojawił się w kwietniu, gdy doktor Imran Arbani, prowadzący prywatną praktykę w Ratodero, zauważył wzrost liczby zakażonych. Powiadomił wtedy lokalne media i od tamtego czasu przebadano już ponad 14 000 osób. Gdy wzrasta zachorowalność, służba zdrowia mierzy się z naciskami ze strony różnych czynników. - Szpitale są przepełnione. To co widziałem było wstrząsające, mówi Mirza. Niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą HIV jest znane w Pakistanie, gdzie około 150 000 osób żyje z wirusem. Obecna epidemia jest o tyle niezwykła, że dotyczy dużej liczby dzieci. Przed kryzysem, w całym kraju nosicielami wirusa HIV było `zaledwie` nieletnich. Tego typu dane pozwoliły badaczom ustalić przyczyny wybuchu epidemii. HIV można było zarazić się poprzez transfuzję krwi, seks bez zabezpieczeń i w wyniku iniekcji. Wzrost liczby zarażonych dzieci jest sygnałem, że winowajcą są najprawdopodobniej właśnie iniekcje. – Nikt nie będzie pouczał narodu „Solidarności” i nikt nie będzie pouczał narodu rewolucji 1956 roku. Powiedzieliśmy to bardzo, bardzo jasno – dodał polityk. Czytaj też: Porozumienie w Brukseli, ok. 160 mld euro dla Polski. "Wynegocjowaliśmy najlepszy możliwy kontrakt dla całej Europy" Czytaj też: Szczyt w Brukseli. Prawo i pieniądze z Brukseli i Strasburga, bezpieczeństwo i obrona z NATO i Waszyngtonu. Czy Polska jest wciąż podmiotem, czy może już przedmiotem polityki międzynarodowej? Trudne czasy wymagają trudnych decyzji i kompromisów, ale dobrze żeby były one zgodne z naszą racją stanu. Bruksela, Waszyngton, Madryt - a nie Warszawa - to dziś miasta gdzie zapadają najważniejsze decyzje dotyczące naszej przyszłości. Czy mamy na to swój plan? Czy jasno deklarujemy cele i stawiamy granice? W jakim jesteśmy położeniu? Wreszcie, czy oddajemy część suwerenności? - W przypadku ewentualnego przesunięcia centrum decyzyjnego z Polski w kierunku Unii Europejskiej i NATO to powiedziałbym, że decyzje podejmuje się zbiorowo - mówi politolog prof. Jarosław Flis. - Mamy Unię, która coraz więcej bierze na siebie. Niekoniecznie są to rzeczy będące wprost w interesie Rzeczpospolitej - zaznacza z kolei prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski. Czy Polska jest podmiotem czy przedmiotem globalnej gry interesów i polityki międzynarodowej? Oczywiście w tym pytaniu pojawia się uproszczenie, jest to nieco spłycone spojrzenie na świat - niemniej nikt nie może zaprzeczyć, że w obliczu wojny u naszych granic i światowego kryzysu, inflacji, lokalnych i globalnych zaburzeń w łańcuchach dostaw, to właśnie teraz wykuwa się nowy układ polityki globalnej, który przez kilka kolejnych lat (a może dekad) utrwali pozycję poszczególnych państw. Dlatego warto mądrze, i w Warszawie, podejmować skuteczne, przemyślane, długofalowe decyzje. Waszyngton i Bruksela to strategiczni gwaranci naszego bezpieczeństwa i spokojnego rozwoju gospodarczego, ale wybicie się na samodzielność może tylko poprawić nasze notowania. To, że z pojęciem suwerenności wobec wszystkich skomplikowanych warunków zewnętrznych mamy kłopot, pokazał mimochodem w piątek w Płocku prezes PiS Jarosław Kaczyński. Stwierdził on, że "z punktu widzenia traktatów nie mamy żadnych obowiązków, żeby słuchać UE w sprawie wymiaru sprawiedliwości". Odpowiedział w ten sposób na pytanie opasłą listę tzw. kamieni milowych, czyli warunków których spełnienie wpłynie na wypłatę unijnych miliardów euro w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Gdybyśmy byli podmiotem w polityce prowadzonej przez Komisję i Parlament Europejski z pewnością takie słowa byłyby zbędne. Negocjacje w sprawie sądownictwa i KPO zakończyłyby się w zaciszu gabinetów i nikt nie musiałby machać szabelką. Czy Unia Europejska zagarnia suwerenność Polski? Mamy trudną sytuację makroekonomiczną - wyszliśmy z pandemii koronawirusa z inflacją, a na to nałożyła się wojna u naszych granic. I to wojna z nie byle z jakim państwem, tylko takim, które eksportuje surowce energetyczne. Bruksela to centralne miejsce podejmowania unijnych decyzji we wszystkich tych sprawach - warto pamiętać, że niemal 80 procent przepisów obowiązujących w naszym kraju wynika z przyjmowania norm prawnych Parlamentu Europejskiego. Jesteśmy częścią tego porządku prawnego i obok przepisów krajowych mamy obowiązek stosować także europejskie. Działa to, mówiąc wprost automatycznie, nieco inaczej jest z dyrektywami przyjmowanymi przez Komisję Europejską. Jest to bowiem zobowiązanie państw członkowskich do realizacji założonego celu. Tak zwana implementacja jest rozłożona w czasie i uzależniona od lokalnych rozwiązań. Jak jednak mówi prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski, jeśli odnosimy się do tych elementów, które ustalane są w ramach Unii Europejskiej, to jednak jest jasne, iż to na co głosowaliśmy wchodząc do Unii Europejskiej to nie jest ta Unia, którą mamy teraz. - Mamy Unię, która coraz więcej bierze na siebie, czy próbuje brać na siebie, wpływa na ujednolicenie rynku i ujednolicenie polityki. Niekoniecznie są to rzeczy będące wprost w interesie Rzeczpospolitej - zaznacza nasz rozmówca. Na myśl przychodzi tu np. działanie Brukseli, jako podmiotu prawa międzynarodowego, który nakazuje nam natychmiastowe wstrzymanie produkcji energii elektrycznej z węgla brunatnego w Turowie - a następnie okazuje się, że ten typ spalania surowca uzyskuje akceptację w innych państwach, bo mamy do czynienia z kryzysem. Coś tu na pewno jest nie tak. - W przypadku ewentualnego przesunięcia centrum decyzyjnego z Polski w kierunku Unii Europejskiej i NATO to powiedziałbym, że w obliczu zaistniałej sytuacji decyzje podejmuje się zbiorowo - mówi z kolei politolog prof. Jarosław Flis. W energetyce widać zresztą już dziś większą elastyczność - także za sprawą lobbingu polskich polityków i aktywności naszych dyplomatów. Nord Stream został zatrzymany, energetyka węglowa nie jest już absolutnie wykluczana. Parlament Europejski zdecydował zaś, że inwestycje w energetykę gazową i jądrową będą uznawane za zrównoważone klimatycznie - co uważa się za triumf rozsądku (środowiska ekologiczne są bardzo zawiedzione). Napięcia wokół polskiej polityki międzynarodowej i relacji z UE są i będą jednak zauważalne. W przyszłym roku mamy wybory, nie da się od tego abstrahować. Z drugiej strony - jak mówi Jarosław Flis - refleksja mogłaby nadejść, ponieważ ma to przełożenie na pozycję Polski w negocjacjach z najmożniejszymi tego świata. - Najbardziej dramatyczny czas dla wyciszenia się w polityce minął, w tym momencie w Polsce przeważyły już emocje po jednej i po drugiej stronie. Po tylu latach emocjonalnego sporu w polskiej polityce, który trwa od 2005 roku, to dobrze byłoby gdyby taki wstrząs, jaki się dokonał w ostatnich miesiącach, wpłynął na postawy i zachowania polityków. Nikt w sprawie współdziałania nie wykazał się jednak miłością, obóz władzy wszystko robi tak żeby zadeklarować, że chce, ale w takiej formie, żeby opozycja jednak nie zareagowała na to - mówi profesor. Czy jesteśmy przedmiotem czy podmiotem w relacjach z USA i NATO? Sprzeczki na linii Warszawa - Bruksela, podszyte sporem rząd - opozycja, to jednak dziś sprawa nieco mniejszej wagi, wobec tego po jak cienkim lodzie i jak szybko stąpać musimy w sprawie wojny na Ukrainie. Dynamika zdarzeń nabrała tu ogromnego tempa. Kryzys energetyczny narasta, niemal co chwilę mamy deklaracje, spotkania, odprawy wojskowe, decyzje o zakupie sprzętu wojskowego. Najwięcej dzieje się jednak w sferze politycznej. Nasze położenie geograficzne oraz nie do końca szczęśliwe określenie państwa frontowego sprawiają, że staliśmy się mimowolnym uczestnikiem globalnej gry interesów - w której chcemy być podmiotem, a nie przedmiotem. Czytaj także: Stoltenberg: szczyt NATO w Madrycie ma historyczne znaczenie Dla przykładu podczas obrad delegacji państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego w Madrycie padało wiele słów ważnych, patetycznych, wojowniczych i terapeutycznie mających działać uspokajająco. Dla Polski najważniejsza jest jednak deklaracja złożona przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena o tym, że w Polsce powstanie stała kwatera główna V Korpusu armii USA. Podlegać jej będą amerykańskie siły lądowe w Europie. Powstanie także ośrodek odpowiadający za planowanie operacyjne oraz współdziałanie z wojskami innych państw sojuszniczych. Do tej pory kwatera w Poznaniu wykonywała takie same zadania tylko określana była jako tymczasowa. Ta zmiana nastawienia pokazuje, że okres rozpoznania intencji wojsk rosyjskich skończył się i nastała epoka przygotowania do skutecznego odparcia ewentualnej agresji na jednego z sojuszników. Należy się tylko z tego cieszyć, można jednak odnieść wrażenie, że strona polska nie miała zbyt dużego wpływu na tę decyzję. W Waszyngtonie sprawa została przygotowana i nikt nawet nie pokusił się choćby o symboliczny gest, aby tak ważne strategicznie działanie zostało wspólnie zaprezentowane światu przez amerykańskiego i polskiego prezydenta. Nikt nie chce też ujawnić ilu żołnierzy amerykańskich obecnie przebywa na terytorium Polski. Na początku lutego tego roku, jeszcze przed inwazją w Ukrainie oficjalnie było 4,5 tysiąca żołnierzy. Potem pojawili się kolejni, przerzucani mostem powietrznym z Fort Bragg do Rzeszowa, kolejne oddziały przejechały z baz w Niemczech i według ostrożnych szacunków stacjonuje u nas w kilku jednostkach około 15-20 tysięcy żołnierzy i oficerów. To dużo - zresztą na podstawie dwustronnej umowy międzyrządowej podpisanej w 2020 roku strona polska miała docelowo przygotować infrastrukturę pozwalającą na przyjęcie łącznie 20 tysięcy Amerykanów. Wojna w Ukrainie sprawiła, że przyjechali do nas także Kanadyjczycy, Brytyjczycy są także Duńczycy, Niemcy, Czesi i kilka innych nacji. Warto pamiętać, że zgodnie z podpisanymi porozumieniami strona polska nie ma praktycznie żadnej jurysdykcji nad tymi kontyngentami. Nawet wobec tych osób nie stosują się wszystkie przepisy prawa obowiązujące w Polsce. Np. amerykańscy żołnierze są zwolnieni z płacenia grzywien, kar i innych opłat nakładanych przez sądy w związku z czynami popełnionymi podczas wykonywania obowiązków służbowych. Czytaj także: Amerykanie rozbudowują magazyny amunicji w Polsce Oczywiście spontaniczność zachowań i chęć niesienia pomocy wojskowej jest szczególnie ważna, tylko niestety nie udało się w Polsce przeprowadzić rozwiązań legislacyjnych, które nowe normy czasu wojny spróbowałyby skodyfikować. Także w przypadku NATO można odnieść czasami wrażenie, że decyzje całego Sojuszu prezentowane są przez sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga przy okazji kolejnych konferencji prasowych, a strona polska dowiaduje się o nich niemal za pięć dwunasta. Jako przykład niech posłuży deklaracja polskich władz o podjęciu się roli rzecznika interesów Finlandii i Szwecji w ich negocjacjach z Turcją. Prezydent Andrzej Duda wiele razy okazywał sympatię wobec prezydenta Turcji Tayyipa Recepa Erdogana, odwiedzał Ankarę. Czyli niby grunt do naszej inicjatywy był, tylko nikt tego od nas nie oczekiwał. Z drugiej strony Polska ma też atuty i swoje sukcesy. Jesteśmy poważnym klientem na rynku zbrojeń. Nasze zakupy uzbrojenia bardzo przyspieszyły (chociaż nawet nie mówi o symbolicznym offsecie). Kupujemy z wolnej ręki czołgi Abrams za 20 miliardów złotych, 32 samoloty F-35 wraz z pakietem szkoleniowym i logistycznym to kolejnych 20 miliardów złotych. W ramach Planu Modernizacji Technicznej na lata 2021-2035 wydatki zbrojeniowe przekroczą 524 miliardy złotych. Tak zakładano jeszcze kilka miesięcy temu - teraz już wiadomo, że pula wydatków wzrośnie o kolejnych 50-60 miliardów złotych. Relacje Zełeński - Duda są nadzwyczajne, polski prezydent wystąpił w ukraińskim parlamencie. Położenie Polski także procentuje. Jesteśmy liderem i centrum militarnej i humanitarnej pomocy Ukrainie, wielu liczących się przedstawicieli elity politycznej odwiedza Kijów i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego przez Polskę. Że przypomnimy prezydenta Macrona, kanclerza Scholza, premiera Draghiego i prezydenta Rumunii Iohannisa, wszyscy czterej przywódcy przylecieli do Rzeszowa, skąd udali się pociągiem do stolicy Ukrainy. - Ważne jest zaangażowanie naszych amerykańskich przyjaciół i sojuszników, którzy bardzo mocno zmienili swoją strategię, czyli mówiąc w cudzysłowie wzięli się do roboty. Jednak pierwsze miesiące kadencji prezydenta Joe Bidena były koszmarne. Przypomnijmy to były decyzje o wycofaniu się z Afganistanu. Stany Zjednoczone pozwoliły żeby dżungla odrastała, nastąpiła rezygnacja z obecności w pewnych regionach. To pozwoliło żeby Niemcy z Rosjanami robili biznes w oparciu o tanie surowce rosyjskie dla niemieckiego przemysłu - komentuje prezes Instytutu Jagiellońskiego. Jak dodaje jesteśmy teraz w ważnym miejscu i ważnym czasie, bo przez naszą gospodarkę przechodzi ponad 4 miliony uchodźców z Ukrainy, dużą część przyjęliśmy u nas. - Mamy dobrych ludzi na dobrych miejscach, prezydent dobrze się spełnia w rolach międzynarodowych, premier ma trudniejszą rolę, bo ma na głowie Unię Europejską i relacje z sąsiadami, które są obecnie na znakomitym poziomie - uważa Marcin Roszkowski. - Polska to jeden z przysłowiowych udziałowców wielkiego przedsięwzięcia w sprawie Ukrainy. Wiadomo, że pewne rzeczy możemy próbować zrobić sami, ale jednak głęboki sens jest w tym, żeby to robić wspólnie. Przy okazji stare emocje i stare podziały nie znikają tak od razu, ale to jest naturalna kolej rzeczy. Przecież to wymaga koordynacji także w dłuższej perspektywie. Minął pierwszy strach gdy Rosjanie szli na Kijów, teraz jest ważna długoterminowa strategia. Wiadomo, że różne państwa mają w tej sprawie różne optyki. Naturalne jest, że skoro dzieją się wielkie rzeczy, nikt nie nie jest w stanie samodzielnie sobie z tym poradzić - podsumowuje prof. Jarosław Flis. . 274 449 257 793 724 464 525 622

nikt nie odwiedza tego kraju